2010-12-04
Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę
na ziemi, gdy przyjdzie?
Sytuacja duchowa ludzkości na początku XXI wieku.
Rozpoznanie głównego problemu
Jest niezmiernie trudnym zadaniem postawienie globalnej diagnozy sytuacji duchowej ludzi XXI wieku, potraktowanej ogólnie i ukierunkowanej na rozpoznanie głównego problemu, do którego sprowadzają się problemy pochodne i które z niego wynikają pośrednio bądź wprost. W tekście spróbujemy jednak zastanowić się nad obecną sytuacją blisko siedmiu miliardów ludzi, kobiet i mężczyzn, rozproszonych po całym świecie. Oczywiście, z tej wielkiej liczby około miliard ludzi to katolicy wyznania rzymskiego i właśnie o nich, jako żyjących w centrum wiary i Prawdy, chciałbym napisać najpierw.
Moje doświadczenie życiowe doprowadziło mnie do punktu, w którym doszedłem do prostego wniosku, że albo wszystko, co głosi mój Kościół jest prawdziwe i służy mojemu dobru, przede wszystkim wiecznemu, albo nic z tego - ale to znaczyłoby tyle, że Jezus Chrystus głosił nieprawdę. Trzeciej drogi nie ma
Tutaj chodzi o zrozumienie jednej kwestii: albo wierzę we wszystko, co głosił Jezus, a co Kościół przechował w Tradycji i depozycie wiary, chronionemu przez Magisterium i oficjalne dokumenty, albo nie wierzę w nic. Trzeciej drogi nie ma. Nie można traktować wiary selektywnie. Paradoksem współczesności jest fakt, że zamiast traktować wymysły światowe wybiórczo (badać, co jest dobre, a co złe na świecie, głównie w mediach), wybiórczo traktuje się wiarę, a wymysły świata przyjmuje wszystkie bez wyjątku. Naturalna selektywność umysłu dotyczy zatem wiary, a nie dotyczy świata. Czyli jest odwrotnie niż być powinno.
Jakże charakterystyczne jest to, że włączamy krytycyzm na kazaniach i podczas lektur tekstów religijnych, a wyłączamy zaraz po wyjściu za próg świątyni. Zamiast włączyć krytycyzm podczas oglądania "M jak miłość", włączamy go na kazaniach. Zamiast słuchać wszystkiego, co mówi Papież, słuchamy wszystkich bredni - z całym szacunkiem - wypowiadanych przez Kubę Wojewódzkiego. Dlaczego wierzymy we wszystko, co głosi telewizja, a nie we wszystko, co głosi Kościół? Tutaj kryje się sedno tej paranoidalnej sytuacji duchowej.
Żyć połowicznie?
Tymczasem wybór ostateczny, przed którym każdy staje podczas życiowej "chwili prawdy" (najczęściej są to różne sytuacje graniczne, szczególnie choroba i śmierć) to moja odpowiedź na pytanie, jakie stawia mi sam Bóg: życie czy śmierć - wybór należy do Ciebie. Innej alternatywy nie ma. Nie można żyć w połowie, nie można być w połowie martwym. Nie można być trochę w ciąży.
Wiem, że to, co napisałem dotąd, to trudna prawda, lecz daleki jestem od radykalizmu, fundamentalizmu, bo nie o to chodzi. Nie widzę zresztą nic złego w tym, że ludzie żyjący w niepewności, szukają radykalnych rozwiązań, poszukują stabilnego fundamentu. Wydaje się, że mniej szkodliwy jest mądry fundamentalizm niż relatywizm, prowadzący prostą, szeroką drogą do ateizmu. A od ateizmu do kompletnego nihilizmu jest tylko jeden przystanek.
Budując wieżę Babel
Przeszedłszy chorobę młodzieńczą postmodernizmu, relatywizmu spod znaku "wszystko mi jedno", ateizmu i w konsekwencji rozpaczy egzystencjalnej, wiem, że tak naprawdę wiara w Boga to podstawa udanego życia społecznego i indywidualnego. Bo "jeśli Boga nie ma, to wolno wszystko", jak pisał Dostojewski. Gdy usuwa się choć jeden element wiary, upadają wszystkie inne, a gdy ostatecznie usuwa się Stwórcę, pozostaje pustka. I wtedy ludzie zaczynają być "jako bogowie" i budują wieżę Babel. Pamiętajmy o wymowie tamtej historii. Bo wieże Babel powstają w tej chwili wszędzie. Jest tu analogia z pychą pierwszych ludzi - być jako bogowie, wiedzieć wszystko i mieć wszystko. Pierwszy grzech to nie tylko kłamstwo i nieposłuszeństwo. To przede wszystkim postawienie "ja" przed "Ty", egoizmu przed miłością. To również brak odpowiedzialności za Drugiego. Ile razy podawałem zerwane jabłko innym? Myśląc, że czynię dobro, ile razy uczyniłem swą własną wolę centrum istnienia?
I tutaj tkwi fundamentalny problem ludzkości. Gdy przestajemy wierzyć w Boga i traktujemy wiarę jak bajeczki na dobranoc, wali się wszystko po kolei. Ks. Jan Twardowski napisał dobitniej: "Bez Ciebie wszystko wali się na zbity pysk". Zaiste. Trudniej o bardziej jasną prawdę.
Zaćmienie Boga
Pytanie jednak, dlaczego dziś trudno albo trudniej niż dawniej uwierzyć w Boga? Oto jedną z odpowiedzi przynosi refleksja Jana Pawła II z jego encykliki "Fides et ratio". Rozum, który służy nauce i wynalazkom technicznym nie musi wcale niszczyć wiary. Codziennie napływające nowe odkrycia naukowe nie dlatego niszczą wiarę, że wskazują na fakt "zaćmienia Boga", lecz dlatego, że są niewłaściwie odbierane. Mało wiedzy zabiera wiarę - dużo wiedzy ją wzmacnia. Innymi słowy, brak edukacji i wiedzy ludzkiej może nawet obracać się przeciw wierze.
Fundamentalnym problemem ludzkości wydaje się dziś być wiedza o ewolucji naturalnej. Obrońcy wiary, którzy odrzucają odkrycia, wskazujące na istnienie ewolucji organizmów żywych, strzelają sami sobie gola, kiedy bronią dosłownej interpretacji Księgi Rodzaju. Wedle nich Bóg stwarzał wszechświat przez pięć dni, a szóstego stworzył kobietę i mężczyznę na swój obraz i podobieństwo. Dziś wiemy, że tak nie było, że wszechświat liczy miliardy lat, a ewolucja, która doprowadziła do człowieka trwała miliony lat. Tyle głosi nauka.
I co z tego? Czy wynika z tego, że świat powstał samoistnie? Nie. Wynika z tego, że lepiej było widocznie, żeby człowiek powstawał z prochu ziemi stopniowo, niż żeby Pan Bóg wyciągnął go z kapelusza i od razu umieścił w raju. Bóg mógł stworzyć świat od razu gotowy. Jeśli wybrał drogę ewolucji, to znaczy, że widocznie tak było lepiej dla samego człowieka.
Szansa na nowy dialog
Wracając do meritum mojej wypowiedzi. Rozdarcie między umysłem i sercem, duchem i ciałem, wiarą i nauką to także pozytywna szansa na nowy dialog. Trzeba się uczyć, bo zostaliśmy obdarzeni rozumem, ale trzeba także zrozumieć, że teorie naukowe nie mówią nic o sensie i celu życia, ba, nie sięgają nawet początków (kto wie, co było przed stworzeniem) ani nie powiedzą nic o końcu naszego świata. Nauka mnoży hipotezy, powstają sprzeczne teorie i nie ma takiej teorii w nauce, która nie miałaby swojej antytezy. Należy zatem krytycznie oceniać nowe teorie, zwłaszcza dedukcyjne, nie poparte obserwacją ani doświadczeniem, ponieważ nauka sama też podlega rozwojowi.
Rola wiary dotyczy innego porządku. Nauka nic mi nie powie o mojej winie, grzechu, odkupieniu, uwolnieniu z chorób ducha czy miłości braterskiej. Nauka ma granice, bo jest wynalazkiem i to stosunkowo młodym ludzkości, a ściślej cywilizacji euro-atlantyckiej. Wiara zaś zostaje objawiona stopniowo od czasów Abrahama oraz Mojżesza i najpełniej domyka się w życiu i działalności Chrystusa, który głosił całą Prawdę o człowieku.
Właściwie, być wierzącym to słuchać Jezusa i pytać się, jak oceniłby On oglądany przeze mnie serial, czy w ogóle wybrałby oglądanie telewizji, gdy tymczasem potrzeba na przykład odrobić lekcje z dzieckiem czy odwiedzić chorą matkę. O tych dylematach nauka nic nie powie. Tutaj mamy do czynienia z tajemnicą życia. Ewangelia to dobra nowina o tym, jak żyć, czym się kierować codziennie. Ewangelia to nie traktat naukowy ani literatura, a artykuł naukowy to nie Pismo święte. Musimy zatem od nowa przemyśleć hierarchię wartości, która upadła i już nie wiadomo, co jest najważniejsze? Odpowiedź jest w scenie z Marią i Martą. Krzątamy się w naszym życiu, robimy setki drobnych rzeczy, gdy potrzeba tylko jednego. Tak. Trzeba tylko, aby Bóg był w każdej sekundzie życia na pierwszym miejscu, ponieważ wtedy wszystko, łącznie z nauką, jest na właściwym miejscu.
Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi
I od tego trzeba zacząć wszystko. Papież wołał kiedyś do możnych świata: otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. Otwórzcie drzwi systemów ekonomicznych, politycznych, społecznych, kulturowych, systemów gospodarczych. Nie lękajcie się!
Jeśli uznaję, że Bóg istnieje, to muszę też uznać, że ma On prawo być od tej pory na pierwszym miejscu. Innymi słowy - nie to, co ja chcę, lecz co Ty, Boże. Modlitwa w Ogrójcu podczas agonii wewnętrznej powinna być naszym wzorem. Jako ludzie mamy prawo, a nawet obowiązek łagodzenia cierpienia, niesienia otuchy cierpiącym na różnoraki sposób. Jednak wiemy, że cierpienie od czasu pierwszych ludzi jest nieodłączne od ludzkiej natury w stanie upadku. Bo Jezus przyszedł dać życie wieczne, a nie wyzwalać Izrael spod władzy Rzymu. Tymczasem większość modlitw polega na prośbach doczesnych - o zdrowie, o dobrą żonę, o dobre dzieci, o dobrze płatną pracę. To wszystko jest ważne, ale trzeba podziękować za tę najgłębszą nadzieję, której nie da się usunąć. Nadzieję, bo nie pewność absolutną, że życie nie kończy się definitywnie z chwilą zgonu. Nadzieję, że nie zginę śmiercią wieczną, choć na to zasługuję, kiedy grzeszę.
Jednocześnie wiemy, że ludzkość obecnie cierpi głód, ubóstwo, ucisk polityczny i militarny, dlatego trzeba "dać im jeść". Pierwszym cudem, jak wiemy, była przemiana wody w wino w Kanie na weselu, której nie wolno traktować wyłącznie symbolicznie. Przede wszystkim Jezus pokazuje, że interesują Go też nasze sprawy powszednie, to, czym żyją poszczególni ludzie. I dopiero po wskrzeszeniu Łazarza okazuje się, że tamten pierwszy cud był dopiero zapowiedzią. I jak mówi Ewangelista, od tej pory Żydzi postanawiają zabić Jezusa. Bo to, co uczynił Łazarzowi i jego bliskim łamie zdrowy rozsądek, konwenanse, wszelkie reguły społeczne. Tam, gdzie chodzi o życie i to wieczne, trzeba płynąć pod prąd politycznej poprawności, iść pod prąd znieczulicy, egoizmowi, pragnieniu "świętego spokoju" i pracy od 8 do 16, po której następuje zazwyczaj rytuał oglądania telewizji.
Pełna prawda o człowieku
Dziś Jezus głosiłby to samo, bo prawdy wieczne są ponadhistoryczne. I dlatego Kościół, który przyjmuje wszystko, co Jezus głosił, nie zmienia poglądów co pięć minut, broni prawd uniwersalnych, choć zarazem uczy się też świata i od świata. Bo nie przyszedł Chrystus zatracać, lecz zbawiać. Dlatego, jeśli po ewangelicznej ocenie ("po owocach ich poznacie") okaże się, że jakieś zjawisko społeczne jest dobre, służy dobru duchowemu, trzeba je przyjąć. Jednocześnie widać, ile jest złej woli, fałszu i szafowania życiem dusz ludzkich w mediach, polityce. Pomieszane dobro i zło, piękno i brzydota, prawda i fałsz. Grzechy publiczne, apostazje, wiara na pokaz, a z drugiej strony przesada fundamentalizmu, która chce cofnąć lub zatrzymać czas na Soborze Trydenckim - to wszystko stanowi jakąś nierównowagę w duchowości ludzi trudnych początków XXI wieku. Z jednej strony sprawiedliwość, której brakuje miłosierdzia, z drugiej - "róbta, co chceta" i niedostrzeganie, że istnieje też słuszny gniew Jezusa na kupczących w świątyni i gniew na Piotra, którego nie zawaha się nazwać "szatanem", ponieważ przed męką i zmartwychwstaniem myślał on jeszcze w kategoriach Jezusa politycznego, który miał wyzwolić Izrael z niewoli militarnej.
Tymczasem nie ma nic cenniejszego nad życie wieczne. Jeśli nawet ktoś czuje się na dnie w życiu doczesnym i po ludzku jest stracony (bezdomni, bezrobotni, niepełnosprawni, chorzy, itd.), nie tak jest po Bożemu. Albowiem ostatni będą pierwszymi. Jeśli tylko zrozumieją, że Bóg ma być na pierwszym miejscu. I wcale nie dlatego, że tak On chce i kropka, ale dlatego, że taka jest pełna prawda o człowieku. Nie można zrozumieć człowieka do końca bez Chrystusa. Nie uda się pełne zrozumienie wczorajszej, dzisiejszej i jutrzejszej ludzkości bez Boga. Bez Alfy i Omegi. Bez Początku i Końca.
Rafał Sulikowski
powrót
Parafia Chrystusa Odkupiciela Człowieka w Olsztynie
ul. Kardynała Stefana Wyszyńskiego 11
10-456 Olsztyn
e-mail: kancelaria@redemptor.olsztyn.pl
Numer konta bankowego parafii:
BANK PEKAO SA
45 1240 1590 1111 0000 1452 4608