2010-11-10
Przestroga przed in vitro
Najważniejsze osoby w państwie oraz przewodniczący klubów parlamentarnych i sejmowych komisji: zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny są adresatami wystosowanego dziś listu biskupów w sprawie regulacji prawnych dotyczących in vitro. Biskupi piszą, że „chcą przestrzec przed uchwaleniem ustaw dopuszczających rozwiązania prawne, które są nie do pogodzenia zarówno z obiektywnymi racjami naukowymi o początku biologicznego życia człowieka jak też z jednoznacznymi wskazaniami moralnymi płynącymi z Dekalogu i Ewangelii, które przypomina Kościół".
Kościół katolicki opowiada się za całkowitym zakazem stosowania metody in vitro
List sygnowany przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika, przewodniczącego Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych abp. Henryka Hosera i przewodniczącego Rady Episkopatu ds. Rodziny bp. Kazimierza Górnego składa się z sześciu punktów, w których biskupi przedstawiają argumentację przeciwko in vitro.
Poniżej pełny tekst dokumentu:
Warszawa, 18 października 2010 r.
Wobec ponownego podjęcia przez Sejm sprawy regulacji prawnej metody in vitro, zabieramy głos w trosce o niepomijanie poważnych racji moralnych oraz o uszanowanie stanowiska ludzi uznających prawo do obrony życia każdego człowieka za normę nadrzędną. Pragniemy przestrzec przed uchwaleniem ustaw dopuszczających rozwiązania prawne, które są nie do pogodzenia zarówno z obiektywnymi racjami naukowymi o początku biologicznego życia człowieka, jak też z jednoznacznymi wskazaniami moralnymi płynącymi z Dekalogu i Ewangelii, które przypomina Kościół.
1. Metoda in vitro powoduje ogromne koszty ludzkie, jakie są z nią związane. Dla urodzenia jednego dziecka dochodzi w każdym przypadku do śmierci, na różnych etapach procedury medycznej, wielu istnień ludzkich. Jeszcze więcej zarodków poddanych jest zamrożeniu. Nauka i wiara podkreślają, że od momentu poczęcia mamy do czynienia z człowiekiem, ludzką osobą w fazie embrionalnej.
2. Procedura zapłodnienia in vitro ma wciąż nie do końca zbadane skutki dla dzieci poczętych tą metodą. Coraz liczniejsze badania pokazują, że skutkiem tej procedury jest mniejsza odporność, wcześniactwo, niedowaga, powikłania, a także częstsza zapadalność na rozmaite schorzenia genetyczne. Metoda ta jest więc zwyczajnie niebezpieczna dla dzieci poczętych przy jej pomocy.
3. Zapłodnienie in vitro to młodsza siostra eugeniki - rzekomo procedury medycznej - o najgorszych skojarzeniach z nie tak odległej historii. Procedura zapłodnienia pozaustrojowego zakłada bowiem „selekcję" zarodków, która oznacza ich uśmiercenie. Chodzi o eliminację słabszych zarodków ludzkich, zdiagnozowanych jako nieodpowiednie, czyli o „eugenizm selektywny", piętnowany wielokrotnie przez Jana Pawła II i inne autorytety.
4. Nieobliczalne są również skutki społeczne, jakie wywołać może rozpowszechnienie metody zapłodnienia in vitro. Tak poczęte dziecko może mieć trzy matki: genetyczną (dawczynię materiały genetycznego), biologiczną (tę, która je urodziła) i społeczną (tę, która je wychowuje). Ojcostwo w przypadku metody in vitro jest jeszcze trudniejsze do określenia. Tak zwani dawcy „materiału genetycznego" bywają anonimowi, ale znane są też precedensy, że pociąga się ich do płacenia alimentów na rzecz dziecka poczętego z ich materiału genetycznego.
Oddzielenie prokreacji od aktu małżeńskiego zawsze niesie ze sobą złe społeczne konsekwencje i jest szczególnie niekorzystne dla dzieci przychodzących na świat wskutek działania osób trzecich. Prawne usankcjonowanie procedury in vitro pociąga za sobą nieuchronnie redefinicję ojcostwa, macierzyństwa, wierności małżeńskiej. Wprowadza także zamęt w relacjach rodzinnych i przyczynia się do podkopania fundamentów życia społecznego.
5. Pilną natomiast koniecznością jest uruchomienie programów zapobiegania niepłodności, której przyczyny są znane i uzależnione od ludzkich świadomych działań oraz leczenie niepłodności, którym nie jest technologia in vitro. Osoby z niej korzystające nadal pozostają niepłodne i chore.
6. Współczując rodzinom cierpiącym z powodu braku potomstwa, wyrażamy uznanie tym wszystkim, którzy mimo osobistego dramatu starają się zachować wierność zasadom chrześcijańskiej etyki i otwierają się na przyjęcie dzieci przez adopcję.
Wyrażamy nadzieję, że przedstawione racje staną się przedmiotem refleksji i zachęcą do obiektywizmu tych, których Naród obdarzył szacunkiem i zaufaniem na aktualnym etapie polskiej historii.
+Józef Michalik
Przewodniczący KEP
+Kazimierz Górny
Przewodniczący Rady ds. Rodziny KEP
+Henryk Hoser
Przewodniczący Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych
Otrzymują:
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
Marszałek Sejmu
Marszałek Senatu
Prezes Rady Ministrów
Przewodniczący Klubów Parlamentarnych
Przewodniczący Sejmowej Komisji Zdrowia
Przewodniczący Sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny
Cudzym głosem
ks. Artur Stopka
Stało się regułą, że w kwestiach dotyczących ważnych kościelnych kwestii wypowiadają się w mediach nie znający dobrze temat ludzie Kościoła, ale samozwańczy „teolodzy" i „obrońcy" Kościoła...
„Wszystko, co masz ważnego do powiedzenia, staraj się powiedzieć własnym głosem" - uczył mnie przed laty spec od komunikacji. „Inni, nawet bez złej woli, nigdy nie powiedzą tego tak dobrze, jak ty sam".
Coś jest na rzeczy. Każdy przekaz zapośredniczony, zagrożony jest tym, że treść zostanie w nim zinterpretowana, a nie przekazana dosłownie.
W poniedziałek ważni polscy biskupi napisali ważny list w ważnej sprawie do ważnych ludzi w polskiej polityce.
Zawarli w nim istotne dla toczących się właśnie dyskusji treści. Ten list jest wielkiej wagi głosem w debacie o kwestiach fundamentalnych, które spoczywają w rękach polityków.
Ucieszyłem się, gdy dotarła do mnie wiadomość o tym liście. Jednak moja radość szybko oklapła, ponieważ nigdzie nie mogłem znaleźć tekstu tego listu. Szybko przejrzałem wszystkie kościelne serwisy internetowe i wszędzie znajdowałem co najwyżej informację o wysłaniu listu. Nawet bez próby streszczenia jego zawartości, nie mówiąc już o publikacji całości.
Gdy ja zajęty byłem szukaniem tekstu listu polskich biskupów do polskich polityków w fundamentalnej kwestii, w której w głowach wielu katolików panuje kompletne pomieszanie z poplątaniem, jedna z informacyjnych telewizji co pół godziny chwaliła się jego posiadaniem i podawała widzom streszczenie. Streszczenie zrobione „po swojemu", w którym nie zabrakło interpretacji i komentarza. I nigdzie nie było alternatywy. Nigdzie nie dało się skonfrontować medialnego streszczania z tym, co biskupi faktycznie napisali. Przez wiele godzin Kościół katolicki w Polsce w kwestii własnego dokumentu nie mówił własnym głosem. Cały tekst listu biskupów do parlamentarzystów pojawił się w Internecie dopiero około godziny 16.30. Zresztą wcale nie w powszechnym dostępie.
To nie jedyny przypadek, gdy Kościół w Polsce nie mówi w ważnych kwestiach własnym głosem. Głosem przygotowanym i merytorycznym. Głosem pewnym i opartym na autorytecie. Stało się regułą, że w kwestiach dotyczących ważnych kościelnych kwestii wypowiadają się w mediach nie znający dobrze temat ludzie Kościoła, umiejący skomentować sprawę bez odwoływania się do płytkich emocji, ale samozwańczy „teolodzy" i „obrońcy" Kościoła, którzy co prawda reprezentują Kościół na mocy chrztu, ale mimo niewątpliwej dobrej woli i szczerych chęci wprowadzają głownie zamieszanie i nie pomagają w wyjaśnianiu istotnych dla wspólnoty wyznawców Jezusa Chrystusa w Polsce rzeczy.
Kilka dni temu o. Wiesław Dawidowski zamieścił na Facebooku notatkę: „Wczoraj w Rozmównicy red. Krzysztof Skórzyński z TVN powiedział, że nie może się doczekać kiedy po raz pierwszy pomodli się ze swoim synem. Mówi to facet, którego codziennie słucha ca. 6 milionów ludzi". Dodał też komentarz o odsądzaniu całego TVN od czci i wiary.
Redaktor Krzysztof Skórzyński z TVN to nie jedyny katolik w mediach w Polsce. W większości redakcji katolicy mają liczebną przewagę. Dla wielu z nich wiara jest sprawą ważną. Wielu jest zatroskanych o dobro Kościoła. Ale czy to widać i słuchać? Raczej rzadko. Ci, którzy nie są katolikami lub są z Kościołem na bakier, mają o wiele mniejsze zahamowania w ujawnianiu swojego stosunku do spraw wiary, religii, instytucji kościelnych. Natomiast dziennikarze-katolicy - poza nielicznymi wyjątkami - starannie ukrywają swoje prawdziwe oblicze i poglądy w tej materii. Dlaczego? W imię obiektywizmu? To bardzo słaba wymówka. A właściwie żadna. Przecież to oni powinni być w mediach niekonfesyjnych własnym głosem Kościoła. I mówić codziennie również w jego imieniu do milionów Polaków.
Być może pracując w mediach powinno się zostawiać w szatni legitymacje partyjne. Ale na pewno nie powinno się tam zostawiać swojej wiary.
powrót
Parafia Chrystusa Odkupiciela Człowieka w Olsztynie
ul. Kardynała Stefana Wyszyńskiego 11
10-456 Olsztyn
e-mail: kancelaria@redemptor.olsztyn.pl
Numer konta bankowego parafii:
BANK PEKAO SA
45 1240 1590 1111 0000 1452 4608